Wczoraj w Warszawie odbyła się Wielka Demonstracja - Gdzie ta dobra zmiana dla zwierząt. Protest odbył się, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość chce zrezygnować z praktycznie najważniejszych zapisów w nowelizacji ustawy o ochronie praw zwierząt: zakazu chowu zwierząt na futra, trzymania psów na łańcuchach, cyrków ze zwierzętami i uboju rytualnego. Pod sejmem pojawiło się około 5 tysięcy osób.
Maszerowanie ulicami dużych miast i krzyczenie prozwierzęcych haseł zdecydowanie należy do moich zainteresowań. Kiedy widzi się taki tłum ludzi, gdzie nie widać ani początku ani końca maszerującej kolumny, napawa to ogromną energią do działania. Daje poczucie, że zmiana jest możliwa. Nawet ta dobra zmiana dla zwierząt w Polsce.
Jednak po zakończonej manifestacji nie byłam w takiej euforii jak po The Official Animal Rights March w Londynie, o którym pisałam w poprzednim poście. Niestety ogarnął mnie połowiczny niesmak, a była to wina niektórych słów, które zostały wygłoszone ze sceny pod sejmem.
To nie jest marsz lewaków!!!!1111
Podczas demonstracji kilkakrotnie było podkreślane, że to nie jest marsz zwolenników lub przeciwników takiej czy owakiej partii politycznej. Oczywiście, nieważne komu kibicujemy w politycznych przepychankach prawa zwierząt powinny być ponadto. Ale krzyczenie ze sceny, że to nie jest marsz lewaków to już chyba lekka przesada. Myślę, że na marszu byli i lewacy, i prawacy, i ludzie nieidentyfikujący się z żadną z tych grup. Jednak wykluczanie jednej z nich, wydaje się trochę nie na miejscu. Nawet, jeżeli ktoś uważa, że "lewak" to największa obelga jaką może obrzucić drugiego człowieka."Humanitarny ubój"
Kiedy niedawno przeczytałam, że Gary L. Francione, czyli jeden z trzech najbardziej znanych filozofów piszący na temat praw zwierząt jest przeciwnikiem kampanii, czy innych demonstracji przeciw jednej, konkretnej formie wykorzystywania zwierząt (np. zakaz uboju rytualnego) to nieco się zdziwiłam. Uważa on, że protestując przeciw jednej formie przemocy, dajemy pewnego rodzaju przyzwolenie na inne formy przemocy wobec zwierząt, a to jest niemoralne i nieetyczne (np. protestując przeciw ubojowi rytualnemu, ale już nie przeciw całkowitemu zakazowi eksploatacji zwierząt). Moja pierwsza reakcja była "ale jak to?". Przecież nagłaśnianie problemu i organizowanie jakichś specjalnych akcji i kampanii przeciwdziałających mu pomaga zwierzętom. Ale teraz widzę, że jeżeli prozwierzęca demonstracja nie ma wegańskiego wydźwięku (tzn. robienie wszystkiego, co jesteśmy w stanie, aby ograniczyć cierpienie zwierząt), to pojawiają się takie kwiatki jak "humanitarny ubój".
Prawa zwierząt są prawami ludzi
Może się wydawać, że trochę powyżej ponarzekałam (och, jakie to polskie <3), ale ogólnie jestem zadowolona, że pojechałam na demonstrację i z pewnością wybiorę się na kolejne, jeśli zostaną zorganizowane. Bo tu chodzi o zwierzęta, a one głosu nie mają, więc my musimy być ich głosem. Głęboko wierzę, że świat bez cierpienia i eksploatacji zwierząt jest możliwy, może go nie doczekam, ale z pewnością będę o niego walczyć.
Niech moc będzie z wami, bye;)
PS. Zdjęcie pochodzi z facebooka Punk Parrot (a na nim ja wraz z moim banerem ;))
- 14:13
- 0 Comments